Co robić na Zanzibarze, czyli subiektywna lista atrakcji cz. 2
Za czasów sułtanatu panującego na Zanzibarze w pierwszej połowie XIX wieku, zaczęto na wyspie uprawiać goździki. Dziś ta afrykańska wyspa jest trzecim na świecie producentem tej przyprawy, niestety czasy świetności w tej dziedzinie minęły. Na szczęście, na wyspie w dalszym ciągu znajdują się farmy przypraw, tzw. Spice Farms. Można na nich obserwować uprawę i wzrost najbardziej znanych przypraw na świecie. Dla każdego odwiedzającego Zanzibar powinien to być obowiązkowy punkt wycieczki 🙂
Na skróty
SPICE TOUR
W naszych planach odwiedzenie Spice Farms znajdowało się na drugim miejscu, tuż po wycieczce na Safari Blue (o której pisałam tutaj). Wybraliśmy się więc naszą wysłużoną Toyotą do miejsca, które na poglądowej mapce wyspy było oznaczone gwiazdką z napisem „Spice Farms”. Trafiliśmy do wioski, w której z każdej strony zapraszano nas do odwiedzenia farmy przypraw. Nie było jednej farmy przypraw, było ich mnóstwo!!! 😮
Okazało się, że prawie każdy mieszkaniec wioski ma we własnym ogródku farmę, po której organizuje oprowadzanie, czyli „tour”. Nie byliśmy przygotowani na taki rozwój sytuacji. Mieszkańcy zaczęli otaczać nasz samochód widząc perspektywę zarobku, a my chcieliśmy za wszelką cenę trafić na tę „prawdziwą” farmę przypraw, o której słyszeliśmy. Gdzieś tam jest duża rządowa plantacja Kizimbani, na którą chcieliśmy trafić.
Plantacja Kizimbani
Udało się! Znaleźliśmy nie tylko plantację Kizimbani, ale też przewodnika, który mówił trochę po polsku. Wędrowaliśmy parę godzin pośród drzew i krzewów za naszym przewodnikiem. Zatrzymywaliśmy się przy każdej napotkanej przyprawie, nasz przewodnik – Ali starał się zawsze coś opowiedzieć o uprawie danej przyprawy.
Teren plantacji jest rozległy, dlatego najlepiej przeznaczyć na taką wycieczkę pół dnia. Na końcu czekała na nas owocowa uczta 😊 A chętni mogli na straganie zaopatrzyć się w przyprawy i olejki.
Próbowaliście kiedyś owoców drzewa bochenkowego, inaczej zwanego chlebowcem? Dla mnie jackfruit smakuje jak guma balonowa 😀
STONE TOWN I ZANZIBAR CITY
Kolejnym punktem na naszej liście była wycieczka do stolicy Zanzibaru, czyli do Zanzibar City. Jest to oczywiście największe miasto na wyspie, zaś jego centrum historyczne, nazwane Stone Town (Kamienne Miasto), zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Potrzebowaliśmy przewodnika, który sprawnie przeprowadziłby nas przez miasto i ku naszemu zaskoczeniu znaleźliśmy go w osobie Alego, który po udanej wycieczce na Spice Farm zaofiarował swoje usługi na dalszą część dnia. Decyzja była spontaniczna (na pierwszy rzut oka może niezbyt rozsądna), ale jak się później okazało jedna z najlepszych podjętych na Zanzibarze. 🤔
Ali wskoczył do naszej Toyoty i pojechaliśmy w kierunku stolicy.
Już zbliżając się do miasta mieliśmy pewność co do trafności naszej decyzji. Wzmożony ruch na drodze (i poza nią), brak oznaczeń, szaleńcza jazda tutejszych kierowców spowodowały, że Ali był niezastąpioną pomocą. Za wskazówkami naszego przewodnika, dojechaliśmy na parking w pobliżu targowiska, gdzie za bilet skasowali nam stawkę dla miejscowych, a nie turystów 😛 Potem zaczęła się szaleńcza wycieczka przez Kamienne Miasto, którą można porównać do przedzierania się przez gąszcza dżungli.
Szaleńczy spacer
Zwiedzanie miasta zaczęliśmy wchodząc w sam środek targowiska. Natychmiast zalała nas fala zapachów, kolorów, a przede wszystkim fala sprzedawców. Ali gnał do przodu odciągając od nas naganiaczy – kolejna zaleta lokalnego przewodnika. 👍
Uwielbiam takie miejsca tętniące prawdziwym życiem, gdzie z każdej strony oddziałują na mnie bodźce. Wyobraźcie sobie mieszankę zapachową – przypraw, owoców, warzyw i jakiś nieznanych potraw przyrządzanych na ulicy! Mieszanka niewątpliwie wybuchowa!!! Po takiej dawce wrażeń, warto poszukać nieco mniej uczęszczanych tras i trochę odetchnąć.
Szlakiem zanzibarskich drzwi
Po Kamiennym Mieście wędrowaliśmy szlakiem zanzibarskich drzwi, które są przepięknymi dziełami sztuki. Można zaobserwować dwa (a nawet trzy) rodzaje zdobień na drzwiach – indyjskie i arabskie, w międzyczasie wykształcił się trzeci rodzaj – zanzibarski, czerpiący z obu wpływów. Spacerowaliśmy po starym mieście, co rusz skręcając w wąskie uliczki, których jest w centrum niezła plątanina.
Nie wiem, czy można nazwać to miasto pięknym. Prawdopodobnie to zależy. Dla mnie miejsce jest na swój sposób niezwykłe, kamienne budynki są dość zniszczone, tutejszy klimat ich nie oszczędza, jednak całokształt jak najbardziej mnie przekonuje. Jeśli spodziewacie się stolicy rodem z Europy – z idealną architekturą, zadbanymi rabatami i czystymi ulicami, to przeżyjecie szok!
W tym mieście jest mnóstwo chaosu, śmieci też się walają po kątach, ale warto do niego przyjechać i doświadczyć tej wspaniałej różnorodności!
Kilka hoteli w mieście posiada taras widokowy, często połączony z restauracją na dachu. Myśmy się wybrali do jednego z nich, aby móc podziwiać centrum miasta z góry.
Zatrzymaliśmy się też obowiązkowo w kawiarni Zanzibar Coffee House, polecanej w wielu przewodnikach. Pomimo tego, że miejsce jest totalnie turystyczne to gorąco polecam do niego zajrzeć: przepiękne wnętrze, bardzo miła obsługa, ceny w normie, a kawa po prostu wyśmienita! Jako maniaczka kawy – kupiłam oczywiście ziarna kawy w przepięknej puszce, aby móc się nią cieszyć jeszcze długo po powrocie do Polski.
Spacer po Stone Town zakończyliśmy w porcie, gdzie czekała już na nas kolejna atrakcja!
PRISON ISLAND
Niedaleko stolicy znajduje się wyspa Chunguu, zwana Wyspą Więzienną. Można się tam bardzo łatwo dostać, wystarczy ze starówki podejść do portu, a tam kapitanowie na swoich łódeczkach proponują wycieczkę na pobliską wysepkę. Co takiego jest na wyspie?
Jest tam budynek więzienia, który nigdy nie spełniał swojej funkcji. Ale jest też Sanktuarium żółwi olbrzymich, które na wyspę przybyły z Seszeli jako dar tamtejszego rządu. Żółwie należą do gatunku zagrożonego i na Prison Island znalazły spokojne schronienie.
Na skorupach mają wypisany swój wiek. Naprawdę wiele przeżyły. A ile widziały… 😉
Na wyspie można zobaczyć budynek niedoszłego więzienia, znajduje się tam teraz restauracja.
Po eksploracji wysepki wracamy do stolicy naszą łódeczką. Podróż zajmuje ok. pół godziny, a nasi przewodnicy umilają nam ją opowieściami i piosenkami ułożonymi specjalnie dla turystów (“Jambo Bwana”).
To już trzeci z serii postów o Zanzibarze. Jeśli nie czytałeś poprzednich, to zapraszam!
- Rajskie plaże na Zanzibarze, czyli pierwszy wpis podróżniczy
- Co robić na Zanzibarze, czyli subiektywna lista atrakcji
- 5 powodów, dlaczego Zanzibar nie jest dla wszystkich
Jeśli spodobały Ci się treści na moim blogu i zastanawiasz się, jak można się odwdzięczyć to już spieszę z odpowiedzią 😉 Postaw mi kawę, a w ten sposób wesprzesz moją działalność tu na blogu!
Bardzo Ci dziękuję!